 |
 | Open'er |  |
wososh
administrator

Dołączył: 24 Cze 2005 |
Posty: 1552 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Płeć: Mężczyzna |
|
 |
Wysłany: Czw 10:06, 14 Lip 2005 |
|
 |
|
 |
 |
MOTTO:
ogłupiałe stado podryguje i się kiwa (święto piwa)
tak! nie żałuję kasy ani podróży przez całą Polskę, by to zobaczyć! prawie każdy koncert odebrałem doskonale, w końcu formuła festiwalu tak zakłada: mają bawić się dobrze wszyscy. Snoop Doggy Dogg i jego f**k that s**t też był oka! fokin hell, czego nie można powiedzieć o o.s.t.r. nie widzę w nim nic interesującego, a jazzu może się on uczyć chociażby od autorów powyższego cytatu (afro kolektyw). nie podobają mi się jego rymy, nie podchodzą podkłady, nie wiem, może nie jestem jeszcze wtajemniczony... jeśli o Łodzi mowa, był też "prawdziwy" ostry (gościnnie voc. u Lili Marlene, który powinien był wygrać ekspresowe otwarcie). prawdziwą gorączkę przeżyłem zaś gdy jeszcze nie zakończył się występ Tworzywa Sztucznego, a już na scenie miała pojawić się Lauryn Hill. to było trudne, wielki (ciężki) fisz z pełnym składem tworzywa zatrzymywał. ale w końcu wyrwałem się, by zobaczyć, prawdopodobnie jedyny raz w życiu artystkę, do której mam największy sentyment. dała wspaniały, czarujący koncert, potrafiła skupić na sobie uwagę tak, że wszyscy nieomal tracili dla niej głowę, miała to czego chciała a publiczność i tak była zdowolona ("yes, we love you") długie intro przed Lost Ones i wreszcie It's funny how money change the situation to dopiero hh! pierwszy raz podniosłem ręce w góre! potem jeszcze 5 utworów z płyty, coś z fugees i marley'a... może Lauryn nie dawała takiego kopa jak pozostali. może grała na pół gwizdka, może mógłbym powiedzieć, że była najmniej festiwalowym wykonawcą na tym piwnym festiwalu. no bo czym miała zmiażdżyć? akustyczną gitarą na której wybrzdękiwała, szarpiąc struny tylko i wyłącznie kciukiem, swoje muzyczne żale? no cóż, trzeba było się na niej skupić bardziej niż na innych artystach, podejść bliżej, wodzić za nią wzrokiem gdy chowała się gdzieś na scenie i radośnie chichotała. ja tam wolę to, niż pić w tym czasie piwo i komentować z daleka... dla mnie był to najlepszy koncert festiwalu! Tego samego dnia, z porównywalną klasą, wystąpili też The Music i The White Stripes. ci już mogli mieć wspólną publiczność, choć ich występy znaczni się różniły: pierwszy: rockowy gig który osiągnął wystarczającą moc by zwabić z powrotem ludzi pod scenę, drugi: teatr dwóch aktorów, scenografia dopracowana do granic cierpliwości oczekujących na muzykę, ale opłacało sie: "plantujący" Jack White swoją charyzmą poderwał wszystkich, no i ostatecznie wyjaśnił zagadkę: po polsku (!) przedstawił siebie i Meg, czyli swoją starszą siostrę, a także przyznał się do swoich polskich korzeni. a że właśnie tego dnia obchodził urodziny, usłyszał "sto lat" od kilkudziesięciotysięcznego tłumu. wzruszył się, przerwał partię na wibrafonie, podszedł do mikrofonu i podziękował: "God bless you".
krótko kończąc, było świetnie. warto było zobaczyć na jednej scenie światowej klasy artystów, Gdynia rzondzi! dziś już zbieram ekipę na kolejny fest, więc zgłaszajcie się!
i jeszcze pozdro dla pana Szcze i jego dzieffczyn oraz Zioma, którego niestety nie spotkałem, bo poszedł po fajki i nie wrócił
|
|
 |
|
 |
 | |  |
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 2
|
|
|
|  |